wtorek, 28 lutego 2017

Jestem jedną z klientek osiedlowej Biedronki i często wracam do domu z myślą:
"Już nigdy tam nie wrócę" lub "Aaaaa nie cierpię tego sklepu". Chodzę jednak, bo jest zaraz pod blokiem, bo jako jedyni są otwarci do 22.00 i takie tam. Pracuję jednak na tym, aby dojść do perfekcji w organizacji zdrowych zakupów, zaopatrywania się w innych sklepach lub na rynku, gdzie warzywa nie są pakowane w foliówki z musu, tylko po prostu można wziąć do ręki cukinię, powąchać, zapłacić i wsadzić do materiałowego wora bez dziwnego spojrzenia Pani ekspedienki :) O tak!

Szukam tolerancji oraz dobrej, miłej obługi klineta. O to w Polsce bywa trudno, choć czasy się zmieniają i młodzi wprowadzają dużo dobrej energii. Jednak stara gwardia nadal jest obecna i wiele negatywów wnosi swoim olewackim podejściem i zachowaniami jak w domu.

Z tych moich (niestety i jeszcze) prawie codziennych wizyt w tymże przybytku, przynoszę niezliczenie wiele dziwnych, niemiłych lub zastanawiających historii. Jeśli jesteście ciekawi, to zapraszam tu właśnie, gdzie będę się nimi z Wami dzielić :)

Pozdro500 :)